niedziela, 27 lipca 2014

36.

-Widział ktoś Justina?! -usłyszałem głos mamy Jan rozchodzący się po korytarzu. Moje serce zabiło szybciej, gdy drzwi się uchyliły i pojawił się w nich Kenny. Już miał je zamykać, gdy głos kobiety znów rozniósł się po korytarzu. -Kenny widziałeś go? Nie ćwiczył dziś. Jeżeli myślisz, że wejdziesz na scenę bez rozgrzewki to się grubo mylisz! -powiedziała już głośniej.- Masz pół godziny na zjawienie się u mnie!. Pokój 216 -powiedziała wprost do Kenny'ego i znikła. Zerknąłem zdziwiony na mojego kumpla.
-Nic jej nie mówiłem -zaczął od razu.
-Znacie mnie od samego początku. Czasem zdaje mi się, że lepiej niż ja sam -mruknąłem biorąc od niego talerz z naleśnikami i zajadając się nimi.
*
-Skąd wiedziałaś, że tam jestem? -spytałem mamy Jan, gdy schodziliśmy oby dwoje do holu, gdzie czekała cała ekipa.
-Kenny nie lubi naleśników -mruknęła uśmiechając się szeroko. Przejechałem wzrokiem po znajomych twarzach.
-Gdzie jest Jessica? -spytałem zdziwiony zerkając podirytowany na Kenny'ego.
-Stwierdziła, że musi coś załatwić i dołączy do Ciebie przed samym koncertem.
-I puściliście ją samą?! -krzyknąłem zirytowany.
-Chris z nią jest -odparł spokojnie.
-Chodź Justinie -szepnęła mama Jan. -Zajmę się tym.
Powoli przebiłem się przez tłum fanów czekających przed hotelem i pojechałem do hali, gdzie przygotowałem się do koncertu.
*
-Gdzie byłaś? -spytałem spokojnie, gdy zobaczyłem swoją ukochaną chociaż we mnie wszystko wrzało i miałem chęć krzyczeć.
-Idź na scenę już najwyższa pora -odparła zerkając na Chrisa. Nie miałem chęci się kłócić, więc nachyliłem się nad nią i lekko pocałowałem. -Przepraszam za ranek -mruknąłem i wbiegłem na scenę.
Koncert był udanym koncertem. Przed ostatnią piosenką postanowiłem spytać o coś fanów.
-Kto chce się ze mną ożenić?! -krzyknąłem wprost do mikrofonu na co fani również odpowiedzieli krzykiem. -Hej Kenny czy właśnie słyszałeś Twój krzyk? -zwróciłem się do swojego ochroniarza, który wybiegł na scenę i zaczął mnie gonić. Chwilę się z nim podroczyłem i wygoniłem za scenę.
 Jako ostatnią piosenkę miałem zaśpiewać "Believe", jednak moja ekipa zaczęła grać coś innego.
-Hola, hola chłopaki nie ten rytm -powiedziałem do mikrofonu na co widownia wybuchnęła śmiechem a gitarzyści powtórzyli dźwięk. -Czy ktoś wytłumaczy mi co tutaj się dzieje? -spytałem w przestrzeń mając nadzieję, że to tylko mały niewinny wybryk moich gitarzystów.
-Zaśpiewaj ze mną Justin -usłyszałem głos swojej przyjaciółki za swoimi plecami i w głośnikach a widownia widząc ją wybuchła głośnym aplauzem.
-To jest mój koncert a ja dopiero na scenie dowiaduję się, że masz ze mną zaśpiewać, serio? Kto wpadł na taki pomysł? -mruknąłem znów do mikrofonu a widownia słuchała nas z zaciekawieniem.
-Jessica -odpowiedziała a z jej ust popłynęły zaraz słowa piosenki. 
*
-Przyleciałaś tu dla mnie? -skierowałem pytanie rozsiadając się na fotelu w garderobie.
-Chciałbyś -rzuciła w moją stronę. -Po prostu mam tutaj jutro koncert. 
-Jessica Cię tutaj sprowadziła? 
-Poprosiła, żebym z Tobą pogadała. Ponoć źle się czujesz w całej tej sytuacji -podała mi szklankę soku.
-Chciałbym wiedzieć co mam robić.
-Dużo osób chciało by to wiedzieć -odpowiedziała a ja posłałem jej uśmiech.
-Dużo osób umiera, to normalne wiem. Taka jest wola Boga, okej rozumiem, z nim lepiej nie dyskutować. Gdy umarła moja Avalanna jakoś dałem radę, ale Jessica? Ludzie na których mi zależy, których kocham umierają. Nie kwestionuję woli Boga, ale sądzę, że to jest trochę nie fair -nawet nie czułem jak z moich oczu lecą łzy.
-Ale po śmierci Avalanny dałeś sobie radę -podała mi chusteczki i sama wytarła nos.
-Dałem, bo musiałem, bo jej obiecałem, ale Jessica to co innego.
-Wiem Justin wiem. Nikt przecież nie będzie Ci kazał o niej zapominać. Nikt przecież nie będzie Ci kazał dawać występów zaraz po jej śmierci. Ale musisz dać sobie radę. Dla mamy, dla taty i rodzeństwa, dla mnie, dla swoich Beliebers pamiętaj, że kto jak kto, ale one będą Cię wspierać zawsze, dla fanów jak i dla samej Jessiki, która wie, że dasz sobie radę.
-Nie wiem czy dam radę.
-Ale się uryczeliśmy -stwierdziła na co wybuchnąłem głośnym śmiechem. Do pokoju nagle wpadł Kenny.
-Tu jesteście! Wszędzie was szukałem!
-Stary spokojnie. Nic się nie stało. Byliśmy tu cały czas -uśmiech nadal nie schodził mi z twarzy.
-Jessica jest w szpitalu -wydukał.
Pół godziny później biegłem po szpitalnym korytarzu. Przypomniał mi się koszmar parę miesięcy temu, kiedy to dowiedziałem się o jej chorobie.Wpadłem do pokoju i od razu zauważyłem Jessicę która leżała na łóżku a obok niej lekarza.
-Panie doktorze? -spytałem zadyszany. Zaraz za mną do pokoju wpadła Kathy wraz z Kenny'm.
-Zwykły zawrót głowy. Nic mi nie jest -odpowiedziała zamiast niego Jessica. Nachyliłem się nad nią i złożyłem buziaka na jej lekko rozgrzanym czole.
-Panie doktorze? -powtórzyłem pytanie tym razem obdarzając go dłuższym spojrzeniem.
-Jest po prostu zmęczona powinna dłużej odpoczywać a w szczególności unikać stresów -wyjaśnił uśmiechając się. -Chciałbym żebyś została na noc.
-Wolałabym wrócić do domu -posłała mu uśmiech godzien księżniczki i chwilę później mknęliśmy do hotelu, gdzie przywitała nas gromada tancerzy, którzy przytulali nas pare razy po kolei. Nawet nie zorientowałem się kiedy znalazłem się w łóżku.