"Moje Beliebers jak wiecie (lub nie) jestem w szczęśliwym związku wraz z Jessicą. Jest ona młodą dziewczyną, jednak życie postanowiło już jej dokopać. Jest chora na białaczkę, która jest w zaawansowanym stopniu. Nie da się jej wyleczyć. Ta wspaniała dziewczyna chciała, żebym wam to napisał jak to ona powiedziała: "rodzina mówi sobie wszystko" zanim paparazzi wszystko wywlecze." -i ze łzami w oczach kliknąłem "dodaj tweeta"
-Tak będzie najlepiej -usłyszałem za swoimi plecami.
-Odwołam tą trasę koncertową -mruknąłem po raz kolejny, wiedząc jaką odpowiedź dostanę.
-Nie -odpowiedziała jak zawsze i zerknęła na mnie wściekła.
-Ale... -zacząłem nie mogąc dokończyć ponieważ jakaś gula stanęła mi w gardle.
-Byłabym naprawdę szczęśliwa mogąc uczestniczyć w niej jako twoja dziewczyna -szepnęła podchodząc bliżej mnie. Powoli sięgnąłem po jej rękę, przyciągając ją do siebie i sadzając ją sobie na kolanach wpajając jej słodką woń kosmetyków.
*
Sięgnąłem po mikrofon. To było to czego mi naprawdę brakowało. Szaleństwa na scenie, fanów i muzyki. Tego jak wszyscy śpiewają piosenki. Mojej ekipy, która pomimo ciężkiej pracy na każdym koncercie świetnie się bawiła. Wybiegłem szybko na scenę nie pozwalając swoim fanom dłużej czekać. Widząc cały tłum od razu na mojej twarzy zakwitł uśmiech. Wiedziałem, że ten koncert tak jak każdy inny będzie wyjątkowy.
*
"Justin Bieber wydaje się być naprawdę szczęśliwy" -głosił nagłówek na jednej z gazet. Sięgnąłem po nią i zacząłem czytać:
"Na ostatnim koncercie rozpoczynającym jego nową trasę koncertową uśmiech nie schodził z jego twarzy i nawet zaprosił na scenę parę swoich fanów podczas jednej z piosenek. Nie obyło się również bez przedstawienia jego nowej dziewczyny, która jest chora na białaczkę. Zastanawiamy się jedynie czy radość Justina nie jest udawana. Pewnie dowiemy się niedługo". Trochę zirytowany rzuciłem gazetę, która potoczyła się po stoliku i spadła na ziemię.
-Może przestaniesz się tak rozrzucać i wreszcie zaczniesz po sobie sprzątać? -usłyszałem dobrze znany mi głos.
-Mamo! -krzyknąłem rzucając się kobiecie na szyję.-Co ty tu robisz? -spytałem.
-Przyjechaliśmy zabrać was na obiad. To był pomysł Jessici -szepnęła na ucho.
-To jesteście tutaj oboje? -spytałem zszokowany wyglądając kobiecie przez ramię. Za jej plecami stał uśmiechnięty ojciec Jessici wraz z córką. Może i zachowywałem się jak dziecko, ale też jemu rzuciłem się na szyję.
-Przepraszam nie pomyślałem o tym, aby i z wami się pożegnać -skarciłem się w myślach za swój zły czyn i pomyślałem również o rodzeństwie, które zaniedbałem trochę.
-Przejdziemy się Justinie? -zaproponowała moja rodzicielka poważnym głosem na co kiwnąłem głową.-Nie muszę Cię chyba pouczać jak powinieneś się zachowywać? Pewnie również wiesz, że z jej zdrowiem będzie coraz gorzej -przemówiła poważnym głosem, gdy tylko trochę odeszliśmy od autokaru. -Nie jesteś w show biznesie od miesiąca, więc wiesz, na co są zdolni ludzie, żeby zdobyć Twoje kompromitujące zdjęcia. Justin, jednakże ona jest taka mała, bezbronna i kompletnie w tym wielkim świecie durni się zgubi. Po prostu pilnuj, żeby media nie oczernili jej aż za bardzo -zakończyła swoją wypowiedź cichutkim westchnieniem, co było bardzo charakterystyczne dla jej wypowiedzi.
-Mamo ja chciałem odwołać całą trasę koncertową i spędzić z nią sam na sam resztę życia -wymamrotałem ostatkiem sił powstrzymując łzy.
-Justinie nie w tym sęk, żeby spędzić samotnie życie, tylko żeby spędzić je z ukochaną osobą dobrze spełniając swoje przeznaczenie -odpowiedziała mi a po jej policzkach popłynęły łzy.
Wróciliśmy oboje zapłakani do autokaru.
*
-Miałam plan, wiesz? -zaczęła wtulając się we mnie bardziej. Leżeliśmy w łóżku czekając na nowy dzień. -Bóg chyba miał większy plan wobec mnie... Dał mi Ciebie abyś mógł mnie przez to przeprowadzić.
-O czym ty mówisz? -spytałem nieco zmieszany.
-Ja już wiedziałam wcześniej o swojej chorobie. Nic nikomu nie mówiłam bo nie chciałam, żeby cierpieli a w szczególności mój ojciec, ale później zjawiłeś się Ty. Nie chciałam się angażować -kończąc zdanie rozpłakała się a ja zamiast ją przytulić zeskoczyłem z łóżka, założyłem byle co na siebie i wyszedłem z pokoju wybierając numer Kathy.
-Okłamała mnie -to były pierwsze słowa, które wypowiedziałem do swojego telefony, po tym jak odebrała.
-Co? -spytała ziewając.
-Ona wiedziała, że jest chora, rozumiesz? Kłamała -zdenerwowany wpadłem do pokoju Kenny'ego, ten spojrzał na mnie zdziwiony. -Rób to co robiłeś. Ukrywam się -szepnąłem na co on wybuchnął śmiechem i wrócił do szukania koszulki.
-Czasem się zdarza -odpowiedziała zmieszanym głosem.
-Nie wierzę. Wiedziałaś. Wiedziałaś i mi nic nie powiedziałaś?
-Na obiedzie u Ciebie mi powiedziała. Jak grałeś z chłopakami -wyjaśniła na co cicho prychnąłem.
-Nie tłumacz się. Po prostu jestem skończonym idiotom.
-Zgadzam się -mruknął Kenny na co również prychnąłem.
-Znalazłeś się w sytuacji w której ciężko Ci sobie poradzić. To całkiem naturalne.
-Ale ciężkie -westchnąłem.
-Justin pamiętaj, że kocham Cię -szepnęła ziewając.
-Przepraszam, że Cię obudziłem. Ja też Cię kocham Kathy -odpowiedziałem rozłączając się.
-Przynieść Ci coś do jedzenia? -spytał Kenny chwytając za klamkę.
-Naleśniki. I nie mów nikomu gdzie jestem nawet Jessice -dodałem rozkładając się na fotelu.